poniedziałek, 23 września 2013

Fragment powieści "Kod Władzy": Watykan

Kilka tygodni temu na prośbę Czytelników bloga zdecydowałem się na publikację we fragmentach mojej debiutanckiej powieści "Kod Władzy". Po namyśle doszedłem do wniosku, że zamiast różnych części stworzę na blogu miniserial co tydzień w poniedziałek o godzinie 12.00 dodając chronologicznie dalsze fragmenty książki. Stolica Apostolska skrywa przed nami niezliczone tajemnice, które czekają na swoje odkrycie i wyjaśnienie... Zachęcam gorąco do lektury!



W apartamentach papieża panowała niczym niezmącona cisza .Częściowo przysłonięte okna wpuszczały do pokojów ostatnie promienie znikającego słońca .Na stylowym biurku, tym samym, przy którym zwykle zasiadał papież, leżało kilka nadzwyczaj starannie ułożonych książek i niedokończony list. Już pobieżny rzut oka na niego sprawiał, iż można było się domyślać, że autor, pisząc ostatnie zdanie, na moment zawahał się. Wyglądało na to, że to, co zamierzał przelać na papier, wymagało jeszcze przemyślenia lub większego doprecyzowania. Pod zwyczajowymi, grzecznościowymi zwrotami i nazwiskiem adresata widniała nazwa miasta, do którego miała dotrzeć korespondencja – Kraków.

Przy biurku ktoś siedział w wygodnym, ogromnym fotelu. Nie był to jednak papież .Od wejścia do apartamentu można było tylko zauważyć wspartą na oparciu fotela rękę. Ręka w purpurowym rękawie drgnęła na dźwięk otwieranych szeroko drzwi. Siedzący w fotelu kardynał podniósł się gwałtownie, odwracając się w kierunku wchodzących osób. Wyglądał na zasępionego i bardzo spiętego, a opalenizna wyraźnie dodawała mu lat. Na widok papieża w otoczeniu sióstr zakonnych uśmiechnął się i odetchnął z prawdziwą ulgą.


Pierwsza myśl, jaka przyszła mu w tamtym momencie do głowy, sprawiła, że naprawdę się ucieszył.Nareszcie będzie mógł opowiedzieć o tym, co dręczyło go od kilku miesięcy. Było to jak drzazga pod skórą, której nie mógł usunąć.W końcu powie zaufanej osobie o lawinie pozornie niepowiązanych ze sobą wydarzeń, która ma prowadzić do zburzenia istniejącego porządku. Od wielu dni zastanawiał się czy i jak można jeszcze temu jakoś zaradzić, zatrzymać ten proces.


– Wasza świątobliwość, jakże się cieszę. Czekałem z niecierpliwością na powrót waszej świątobliwości – przywitał Ojca  Świętego.
Wchodzący papież w odpowiedzi również się uśmiechnął, rozkładając przyjaźnie ramiona .Podszedł do kardynała.
– Miło cię widzieć .Myślałem, że spotkamy się dopiero jutro .
Obaj mężczyźni uścisnęli się serdecznie.
– Nie mogłem już dłużej czekać .Muszę waszej świątobliwości niezwłocznie zdać relację ze spraw, które budzą mój głęboki niepokój – kardynał ściszył głos, spoglądając w kierunku towarzyszących
papieżowi zakonnic.
Ten wyprostował się i spojrzał na kardynała z zaciekawieniem .

– Skoro zwracasz się z tym do mnie, wierzę, że sprawa jest naprawdę poważna .Pozwól więc, że się odświeżę i zaraz porozmawiamy. Dzisiejsza podróż z Castel Gandolfo w tym upale była trochę
męcząca. Usiądź i poczekaj na mnie – papież udał się do sąsiadującej z apartamentem łazienki .
Kardynał Romanazzi podszedł do okna.

Był jednym z najbliższych współpracowników poprzedniego papieża. Włochem, którego zaakceptował papież-Polak . Był również osobą o ogromnym wpływie na politykę zagraniczną Stolicy Apostolskiej. W Watykanie od lat miał ugruntowaną, mocną pozycję. To właśnie jego opinie miały wpływ na działania podejmowane przez głowę Kościoła. Jego rozsądek i intuicja niejednokrotnie pomagały w rozwiązywaniu najtrudniejszych międzynarodowych konfliktów. Był przy papieżu, gdy narodziła się "Solidarność", gdy runął mur berliński, był i wówczas, gdy Unia Europejska rozszerzyła się na wschód. Zajmując się sprawami ogromnej wagi, sam był człowiekiem
niezwykle skromnym, unikającym kamer i fleszy fotoreporterów. Nigdy nie komentował wydarzeń, w które się angażował. Nie miał osobistych aspiracji, pomimo iż miejsce, które zajmował w kościelnej hierarchii, wywoływało zazdrość u wielu prominentnych watykańskich urzędników.
W życiu Stolicy Apostolskiej walka o zaszczyty i pozycje była równie silna jak gorliwe manifestowanie związków z Bogiem. W tej walce kardynał zajmował bardzo specyficzne miejsce . Wyznawał w życiu zasadę niemówienia o nikim źle i chyba właśnie to wyniosło go na same szczyty władzy tego osobliwego, konserwatywnego państwa.

Stojący przy oknie kardynał zamyślił się .Wspominał poprzedniego lokatora pokoju, w którym się znajdował.Setki godzin spędzonych wspólnie na politycznych rozważaniach, których efekt zdumiewał cały świat .Upadały polityczne systemy, przetaczały się bezkrwawe rewolucje .
 
Nawet w najbliższym otoczeniu niewiele osób zdawało sobie sprawę z faktu, że Romanazzi należał do grona kilkudziesięciu osób zajmujących się konstruowaniem politycznych strategii.Ludzie ci, rozrzuceni po całym świecie, zawsze potrafili się odnaleźć, gdy tylko wymagała tego sytuacja . Odszukać właściwy numer telefonu, zadzwonić w najbardziej odpowiednim momencie .Czasem kilkuminutowy telefoniczny kontakt potrafił zmienić bieg historii na róż-nych szerokościach geograficznych, przestawiając ją na inne tory.Romanazzi od lat perfekcyjnie wypełniał swoje zadania.To do niego odzywał się telefon, gdy wyczerpywały się pomysły na zatrzymanie pędzącej lawiny zdawałoby się nieuchronnych zdarzeń. Skrzypienie otwieranych drzwi przerwało rozmyślania kardynała .W drzwiach pojawił się Papież.Wszedł wolnym krokiem wszedł do apartamentu .Obecne w pokoju zakonnice zaczęły rozkładać srebrną zastawę do kawy. Ojciec święty zaczekał, aż ciemny, aromatyczny napój wypełni secesyjne filiżanki .Zakonnice dyskretnie, niemal bezszelestnie opuściły pokój. Mężczyźni usiedli naprzeciw siebie na wyściełanych atłasem, osiemnastowiecznych fotelach.W powietrzu unosiła się atmosfera oczekiwania .
– Proszę, opowiadaj, jakie to sprawy aż tak cię poruszyły – poprosił życzliwie papież .

2 komentarze:

  1. Ps.
    Problem, bo przynależność do masonerii w KK jest, wg. doktryny, obłożona sankcją grzechu ciężkiego oznaczającego w tym wypadku automatyczne wykluczenie ze społeczności Kościoła (ostatnie orzeczenie Kongregacji Doktryny Wiary o przynależności do stowarzyszeń masońskich było opublikowane w 1983r gdy prefektem Kongregacji był kard. Ratzinger a papieżem Jan Paweł II. Orzeczenie to można znaleźć nawet na stronach Wirtualnego Wschodu Wolnomularskiego: http://wolnomularstwo.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=153&Itemid=51). Rotary Club to nie masoneria sensu stricto niemniej traktowane jest jako przedszkole masońskie i jest w ścisłych związkach z masonerią. P. Angela Merkel jest rotarianką. W każdym razie parę lat temu była, więc może już awansowała do masonerii ale o tym nie mam informacji. Zatem jak ona jest chrześcijanką to ja jestem cysorz chiński.
    No i co mam myśleć o papieżu Franciszku?

    xxx

    OdpowiedzUsuń
  2. Rotary może przypominać masonerię, ale wydaje mi się, że jednak do prawdziwego tajnego zakonu jest im bardzo, ale to bardzo daleko.

    OdpowiedzUsuń

Podziel się swoimi uwagami

- See more at: http://pomocnicy.blogspot.com/2013/04/jak-dodac-informacje-o-ciasteczkach-do.html#sthash.uAMCuvtT.dpuf